sobota, 29 marca 2014

Rozdział 8

{Oczami Wiktorii}
-Ile...?!-podniosłam się lekko
-Wika leż...-Filip spojrzał na mnie i wyciągnął ręke w moją stronę.
-Ja mam szkołe...nie mogę tu zostać!Filip zostaniesz ze mną?-podniosłam oczy do góry i spojrzałam na niego.
-Jasne,że zostane.
-No,ale co mi jest?
-Woda dostała się do jednego z płuc,nie nadaje się ono do użytku.Musi zostać usunięte.Może pani żyć z jednym płucem,ale nie może pani uprawiać sportu.A jeśli znajdziemy dawcę,będzie mogła pani żyć normalnie.
-Wika,ja mogę być twoim dawcą...-odrazu odpowiedział Filip-Mogę,tak?
-Męski organizm jest zbudowany tak jak organizm kobiet,ale nie które narządy np.żołądek,wątroba są większe niż u kobiet.Twoje płuca są za duże.Po za tym dawca musi być podobnej wagi,podobnego wzrostu i podobnego wieku...-lekarz wyszedł a ja zalałam się łzami
-Kochanie...przepraszam...
-Nie!!!Nie żadne kochanie!!!Filip,ty zdajesz sobie sprawe co mi zrobiłeś?!Ty mogłeś mnie utopić!!!Idź z tąd,nie chce cie widzieć.Koniec z nami.-Odwróciłam się tyłem na łóżku i płakałam jak dziecko.
-Cześć-wyszedł trzaskając drzwiami.
Płakałam do 7 rano,wtedy przyszła pielęgniarka:
-Co się pani stało?!-zobaczyła moje opuchnięte,czerwone oczy od płaczu.
-Nie ważne...
Nie obchodziło mnie kto wchodził do sali i czy obchodziło go co mi się stało.Odpowiedź brzmiała 'Nie ważne...'.
Wziełam telefon i otworzyłam galerie.Folder pełen zdjęć Filipa.Znów się rozpłakałam.Zadzwoniłam do Kacpra:
-Jesteś z Marcinem w domu?
-Jesteśmy.Coś się stało?
-To nie jest sprawa na telefon.Przyjedźcie do szpitala...
Kacper jeszcze się nie rozłączył i słyszałam co mówił do Marcina:
K:Marcin!!!Filip będzie ojcem!!!
M:Coo??!!
-Kacper!!!Nie rozłączyłeś się!!!Nie jestem w ciąży!!!A nawet jeśli to na pewno nie z Filipem...przyjedźcie tu prosze...
Przyjechali po ok. 15 minutach.
-Dziękuje...
-O co chodzi?Co Filip ci zrobił?
-Poszliśmy na plaże a on wrzucił mnie do wody.Ja nie umiem pływać i woda dostała mi się do jednego z płuc.Ono nie nadaje się do użytku i trzeba je usunąć.Filip mógł mnie utopić.Zerwałam z nim,a on chyba pojechał do Warszawy.Zostawłmnie tu na 2 tygodnie samą.
-Halo,Filip?-Marcin już do niego dzwonił.-Gdzie jesteście?
F:Już w Wawie,a co?
-Co ty jej zrobiłeś?!
F:To były wygłupy! Ja nie chciałem jej tego zrobić!
-Ale zrobiłeś! I co?! Zostawisz to tak?! Ona ma za 2 dni operacje,a jeśli do tego czasu nie znajdzie się dawca,już nie będzie wspólnego biegania wieczorem,nie będzie pływania!!!
F:Nie jesteśmy już razem.Nie obchodzi mnie to.To jej problem.
Słyszałam całą rozmowe,bo było na głośno mówiącym:
-Filip,to że nie jesteśmy razem,nie znaczy,że możesz to tak zostawić!!! Mogłeś mnie zabić!!! Wiesz co..
Połączenie zostało przerwane.Twój rozmówca się rozłączył.
-Idiota!!!-płakałem dalej.
-Mała,nie przejmuj się nim...
-Marcin,jak mam się nie przejmować?!
{Oczami lekarza}
Z sali pani Wiktorii dobiegały krzyki i płacz:
-Co tu się dzieje?!
-Nic...!!!-Jej stan momentalnie się pogorszył.Płuco dawało o sobie znać.Zaczeła się dusić.-Zabieramy ją na blok operacyjny.Natychmiast!-pielęgniarki ją zabrały na sale operacyjną.
^W czasie operacji^
Operacja nie przebywała po naszej myśli.Kiedy pozbyliśmy się już płuca i mieliśmy zszywać,jej organizm zaczął krwawić wewnętrznie.Dostała krwotoku.
{Oczami Kacpra}
Znów zadzwoniliśmy do Filipa:
K:Wika ma właśnie operacje.Nie przebiega ona po myśli i nie wiadomo czy ona to przeżyje.
F:...
K:Zadowolony?!Na pewno ci mówiła,że nie umie pływać,a ty pewnie jej nie słuchałeś!!Gratulacje,jak ona tego nie przeżyje,to ty też rozumiesz?!
F:Zaraz tam będe...
K:A to ty nie w Wawie?!
F:Nie,zaraz przyjade!
{Oczami Filipa}
Kiedy Kacper mi powiedział,że Wiktoria może nie przeżyć operacji,wsiadłem do samochodu i pojechałem do szpitala.
Jezu ja mogłem ją zabić!  A jak ona tego nie przeżyje?!
^W szpitalu w sali Wiktorii^
-Gdzie ona jest?!-wbiegłem do sali
-Na sali operacyjnej?!
Nie długo potem wszedł lekarz:
-I co? Udało się? Ona żyje?
-Przykro mi...robiliśmy wszystko co mogliśmy...ale pacjentka zaczeła krwawić wewnętrznie,a krew zalała narządy.
-Wiktoria nie żyje?!-zerwałem się z krzesła
-Tak,pani Wiktoria nie żyje.
Uderzyłem pięścią w stolik stojący obok i znów usiadłem
-Bardzo mi przykro.Czy któryś z was jest jej rodzniną?Bratem,kuzynem...kim kolwiek?
-Jestem bratem...-zgłosiłem się
-Prosze za mną...
Lekarz zaprowadziłmnie do sali po-operacyjnej:
-Wiktoria...-dotknąłem dłonią jej policzka-Wiktoria przepraszam...nie chciałem ci tego zrobić...teraz jak tak na ciebie patrzę,żałuje,że w ogóle zaczepiłem cię w tamte wakacje na plaży...gdyby nie to,dalej byś żyła...jest mi tak głupio...jak pomyślę,że już nigdy z tobą nie porozmawiam,że już nigdy cie nie zobacze,że już nigdy nie powiem ci jaka jesteś śliczna,że już nigdy cie nie przytule,że już nigdy cie nie pocałuje,że już nigdy nie powiem ci jak cie kocham...ty nigdy nie zdawałaś sobie sprawy,jak mocno cie kocham...-dotknąłem jedną ręką kieszeni-Chciałem ci to dać wtedy na plaży...ale nie mogłem...od tamtego czasu noszę to przy sobie,ale nadeszła pora,żebyś ty to wzięła...-wyjąłem z kieszeni czerwone pudełeczko,i włożyłem do jej dłoni http://www.google.pl/imgres?imgurl=http://abgold.webd.pl/pudelka/pudelka4.JPG&imgrefurl=http://allegro.pl/pierscionek-zareczynowy-z-brylantem-0-15ct-hit-i3839053274.html&h=359&w=500&tbnid=O1p7oHyPgDi9TM:&zoom=1&q=pude%C5%82eczko+na+pier%C5%9Bcionek+zar%C4%99czynowy&docid=csAnPwGykPXFuM&hl=pl&ei=vns2U_DxGImBhQfmz4DwBw&tbm=isch
Kocham cie Wiktoria...-pocałowałem ostatni raz jej zimne usta i wyszedłem z sali.
Pojechałem prosto do Warszawy.
^Przed domem rodziców Wiktorii^
-Cześć Natalia...są twoi rodzice?
-Tak są.Wejdź...
-Dzień dobry,Filip! Gdzie masz Wiktorie?
-Natalia możesz nas zostawić?-spojrzałem na nią
-Jasne...
-O co chodzi?
-No...bo miałem 2 tygodnie temu urodziny i zrobiliśmy impreze nad morzem...i dzień po imprezie poszedłem z Wiktorią na plaże,i wrzuciłem ją do wody...
-Ale,ty wiesz że ona nie umie pływać?!
-Tak wiem...i woda dostała się do jednego z płuc...nie nadawało się ono do użytku więc lekarze zrobili jej operacje...podczas operacji,ona zaczeła wewnętrznie krwawić,a krew zalała jej narządy...ona nie żyje...
-Co...? Moja córka nie żyje...? Wiktoria..?-pytała z nie dowieżaniem jej mama.
-Niestety...nie żyje.Ale jeśli znalazł by się dawca w przeciągu 3 dni,mogą ją prawdopodobnie uratować.Ja już pójdę...przepraszam najmocniej za to co zrobiłem...
Pojechałem jednej z koleżanek Wiktorii.Otworzył mi jej młodszy brat:
-Cześć-klęknąłem przed nim-Jest twoja siostra?
-Adaś,mówiłam ci,że masz nie otwierać...Filip?
-Moge wejść?
-Jasne wchodź.Adaś idź do pokoju.
-Słuchaj...jest poważna sprawa...bardzo poważna...
-Słucham
-Jesteś w tym wieku co Wiktoria,nie?
-No tak.
-Czyli waga i wzrost też mniej-więcej taka sama?
-Taak,bardz podobne jesteśmy.
-Dobra słuchaj.Wiktoria nie żyje.
-Co?!
-Utopił...em ją...
-Jak...co? Kiedy...?
-Dziś zmarła...jedno z jej płuc nie nadaje się do użytku,a podczas operacji zaczeła wewnętrznie krwawić,i krew zalała wszystkie narządy.Ona umarła...jeśli w przeciągu 3 dni znajdzie skę dawca,ma szanse przeżyć.Zgadzasz się być dawcą?
-Ja...ja nie wiem...ale...gdzie ona teraz jest?
-W szpitalu,nad morzem.
-Filip,prosze pojedźmy tam...Wiktoria jest...znaczy była moją najlepszą przyjaciółką.Filip zabierz mnie tam...zostanę dawcą.
-Dziękuje!!!-podniosłem ją i zacząłem się kręcić
-Hahahahhaha!!!Filip postaw mnie!!Hahhaha!!!
-Dziękuje,dziękuje,dziękuje!!!
-Czekaj,a co z moim bratem?
-A nie masz jeszcze starszego brata?
-No właśnie!! Mam!! Filip jedźmy!!!
Zapakowaliśmy się do samochodu i kolejne 4 godziny drogi,oczywiście przegadaliśmy.
^W szpitalu^
Pobiegliśmy na schodach do sali po-operacyjej.Lekarz jeszcze tam był:
-Znalazłem dawce!! Można zrobić przeszczep?!
-Najpierw trzeba zrobić badania...
Badania trwały z 2 godziny:
-I co? Można zrobić przeszczep?
-Tak.Można zrobić przeszczep.
Ze szczęścia znów podniosłem Julię i zaczął kręcić.Wiktoria leżała już w kostnicy.Ten widok był przerażający.Mnóstwo nie żywych ludzi w jedym miejscu.Znaleźli szybko ciało Wiktorii i zabral dziewczyny na sale operacyjną:
-Powodzenia!
-Nie dziękuje!-uśmiechneła się dziewczyna.
Pielęgniarki pozwoliły mi wejść na sale operacyjną,żebym mógł wspierać Julie.Operacja przebiegła zgodnie z planem.
Po operacji podłączyli Wiktorię do maszyny,żeby jej płuca mogły ustabilizować oddech.Godzine potem się obudzła:
-Co się stało...?
-Jakby to powiedzieć...lekarze cie wskrzesili...!
-Ale...jak? Ja...ja umarłam?
-Wiktoria...podczas operacji krew zalała wszystkie narządy.Ale żyjesz!!
-A...-zacisneła dłoń-a to co?
Lekarze zostawili w jej dłoni pudełeczko.
-To...chciałem się ciebie o to zapytać wtedy na plaży...ale wyszło jak wyszło...-zabrałem jej delikatnie pudełeczko-Wiktoria,czy wyjdziesz za mnie jak będziesz pełnoletnia?-spytałem się jej klękając przed łóżkiem.

2 komentarze:

  1. Myślałam, że Cię uduszę! <3 Popłakałam się przez Ciebie :'( Ale jak przeczytałam do końca to... o mój boże TO JEST BOSKIE! <333 Kc normalnie :*

    OdpowiedzUsuń