niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 12

{Oczami Wiktorii}
Tak!!!Udało się!!! Mogę już chodzić!!!Musiałam jeszcze chodzić na rechabilitację przez 2 tygodnie.
>2 tygodnie później<
Jest maj.Ostatnie pare dni nauki i sprawdziań końcowy.Potem wakacje!Czyli nie długo wracamy nad morze.Zostały mi tylko 2 dni nauki.Wszystko mi szybko wchodziło więc bardzo szybko to zleciało.
>Po teście<
Szczęśliwa wybiegłam ze szkoły i jak codzniennie wpadłam w ramiona Filipa:
-Jedźmy już nad morze...
-Nie jeszcze.Zostaniemy na weekend i obiecuje,że tam wrócimy...no już,idziemy jeszcze po Ize i idziemy.
-A gdzie Romeo?
-No tu jest-wskazał na psa obok.
Kiedyś był taki malutki...teraz już trochę podrósł i sięga mi do pół uda.
-No cześć kochanie...tęskniłeś za mną...?-przytuliłam psa.
Wróciliśmy do domu.Rodzice Filipa o wszystko się wypytywali.Powiedzieliśmy im tylko,że zostajemy na weekend i uciekliśmy do pokoju oddając Romea w ręce Izy.
^W pokoju^
Żuciłam się na łóżo,a Filip położył się z głową na moich nogach:
-Misiek...ja chce już jechać...
-Kochanie,wytrzymasz...-uniósł się i pocałował mnie
-Ale to tak długooo...cały weekend...?
-Słuchaj...ty masz wakacje wcześniej niż Iza,tak?
-No tak...
-Ona ma dopiero na koniec czerwca...czyli w lipcu do nas przeyjedzie...czyli mamy cały maj dla siebie...-znów mnie pocałował-Cały maj i czerwiec...Ty masz urodziny w czerwcu...!-złapał się za głowe
-No nie,co ty nie powiesz...-uśmiechnełam się
-Jezu,zapomniałem...
-Masz jeszcze cały maj...
-Którego ty masz urodziny?
-Nie wiem.-założyłam ręce na piersiach
Filip złapał telefon i coś sprawdził
-7 czerwca...to jeszcze mam czas...-złapał mnie za ręke-A od kogo masz taki śliczny pierścionek...?
-Nie pamiętam...-mruknełam
-A przypomnieć ci...?
-Mhm...-pochyliłam się nad chłopakiem,a on mnie pocałował.Mimo wolnie uśmiechnełam się w jego usta.
-No błagam was...-do pokoju weszła Iza
-Jesteśmy w swoim pokoju.-powiedział zmieszany
-Ugh...oddaje wam psa...
-No chodź Romeo...-wyciągnełam do niego ręce
-Dobra,młoda wyjazd z pokoju-wskazał ręką drzwi
-Nie mam zamiaru tego dłużej oglądać...-wyszła z pokoju
-To na czym my...-znów się uniósł,ale Romeo wskoczył między nas,a Filip opadł na moje kolana zrezygnowany
-No nie przesadzaj...przecież go kochasz...-zaśmiałam się
-Jedziemy do domu?
-Kiedy? Po weekendzie...
-Nie,teraz.Pakuj się i jedziemy.
-To złaź-zepchnełam go na podłoge i wstałam.Chciałam przejść nad nim,ale pociągnął mnie za nogę,tak,że na nim usiadłam-Chcesz jechać?
-Chce,i to bardzo.
-To mnie puszczaj!-zaśmiałam się głośno
Szybko podbiegłam do szafy i zaczełam nas pakować,bo on sam o sobie nie pomyśli.Spakowani wyszliśmy z pokoju,wyaśniliśmy Izie i rodzicą,że jedziemy,pomęczyliśmy się wszyscy z Romeem i transporterem i poszliśmy do samochodu.4 godziny drogi przed nami...no cóż,to nasz wybór...
{Oczami Fiilipa}
Jedziemy dopiero 2 godziny a ja mam dość.Na dworzu już się ściemnia,więc na miejscu będziemy w nocy.
^Nad morzem^
Tak jak mówiłem,jest noc.Wiktoria zasneła na jedym z przystanków,więc zamieniłem ją miejscami z Romeem-on siedział obok mnie z przodu,a Wiktoria spała na tylnym.
Teraz jak już tu dojechaliśmy,najpierw zaniosłem Wiktorię do łóżka,potem puściłem Romea do domu,a na końcu zaniosłem do pokoju torby.Chwile potem leżałem już z Wiktorią i Romeem w łóżku.Tak,pies śpi z nami w jedym łóżku.
^Rano^
Obudziłem się dość wcześnie.Wiktoria już nie spała i po jej twarzy widziałem,że nie śpi już długo:
-Co jest...czemu nie śpisz...?
-Nie mogę spać...
-Trzeba było mnie obudzić...
-Gadałeś z szefem klubu?
-Tak,wczoraj dzwonił jak spałaś w samochodzie.
-I co? Kiedy idziesz?
-Jutro...jakaś majówka...idziesz ze mną?
-A Romeo?
-Zostanie sam.
-No mogę iść..Filip muszę sobie znaleźć prace-usiadła
-Ty? Po co ci praca?
-Nie chce siedzieć całe życie w domu...
-Przecież nie siedzisz.
-Ale ja chce.Nie lubię jak ktoś na mnie pracuje...
-No dobra...ale jaką? Musi być lekka,na miejscu...
-Hej,to ma być moja praca czy twoja?
-Twoja...
-Ja nie chce tej pracy na stałe tylko narazie na próbę...
-No dobrze,ale jaką?
-Chce zajmować się dziećmi...
-Pogrzało? Będziesz musiała codziennie jechać gdzie indziej,potem z 3 godziny użerania się z małymi,płaczącymi,wiecznie głodnymi dziećmi.Wrócisz zmęczona,pójdziesz spać a ja pojade do klubu...
-Wcale nie! Rodzice będą przywozić je do nas.
-Ooooo nieeee...tak dobrze to nie ma!!
-To będziesz mnie woził.
-To lekka przesada...
-Dlaczego zawsze,ale to zawsze chcesz mnie zniechęcić?
-Nie chce cie zniechęcać,tylko nie chce,żebyś sobie utrudniała życie...
-Ale ja go sobie nie utrudniam...
-Kochanie,ty sobie nie poradzisz...
-Dobra,to jedziesz dziś ze mną.
-Muszeee...?
-A ja musze iść z tobą do klubu?No właśnie.
-Jakie to dzieci? Po ile lat mają?
-Eeee...Milena ma 9 miesięcy,Mateusz ma 8 lat,Marta ma 12 lat i Michał ma 16 lat.
-I ty dasz sobie z nimi rade? Z 9-miesięcznym dzieckiem i 16-latkiem w jednym domu? I jeszcze dwójka?
-Jedziesz ze mną!
-Alee...
-Nie ma 'ale'!
-No dobra...-po tych słowach napisała do babki od tych dzieci,że zabiera ze sobą chłopaka.
-Idziemy na dół?-spytała
-Co?Jest dopiero 6 godzina...
-No dobra...-powoli schodziła na dół z psem u boku.Po krótkiej chwili wróciła do pokoju w podskokach.
-No i co teraz? Będziemy tak siedzieć?
-Nie wiem jak ty,ale ja jeszcze śpie.O 10 mnie obudź...
-Nieeeeeee!!-zabrałam mu kołdrę-Jak ja nie śpię,to ty też nie śpisz.Co ja mam niby sama robić?
-O Jezuuu...idziemy na spacer?
-I co,musze się ubierać?-westchnęła
-Ty to masz z czymś wiecznie problemy,wiesz?
-Co?Ja?Z czym niby?
-Nie ja.Ze wszystkim-zaśmiałem się
-Oj już dobra...idziemy na ten spacer?
{Oczami Wiktorii}
Wstałam szybko i zbiegłam z Romeem po schodach na doł,gdzie ok.15 minut czekałam na Filipa.
^Na plaży^
Szliśmy brzegiem morza trzymając się za ręce,a Romeo biegł z przodu:
-Zimno troche...-podciągnełam ramiona do uszu i naciągnełam rękawy na dłonie
-Chcesz bluze?-ściągnął ją szybko i dał mi
-Kochany jesteś-stanełam przed nim na palcach,bo Filip jest odemnie sporo wyższy,i pocałowałam go.
Zaśmiał się i wziął mnie 'na barana'.Pochyliłam się i cmoknełam w policzek,a on złapał mnie za nogi:
-Dokąd idziemy?-spytał
-Hmmm...do tamtego pieńka...-wskazałam palcem-Potem do lasu i do domu.
-Nie za daleko?
-Nie
-Tobie tam wygodnie,to ja muszę chodzić-zaśmiał się,i pociągnął mnie za nogę,tak,że prawie spadłam
-Aaaaaaa!!!Ty idioto!!!-i dalej się śmiałam
Teraz na serioo mnie zrzucił
-Ałłłłł...udusze cie!!-wstałam i zaczełam go gonić.
Oczywiście dużo śmiechu i mokrych ubrań jak to z nami bywa.Wróciliśmy zaraz po tym jak wzajemnie powrzucaliśmy się Ido wody.
^W domu^
Przebrałam się w suche ciuchy i położyłam na łóżku z Romeem.Wyciągnął się na miejscu Filipa,który obecnie był w łazience i przebierał się.Oj nie będzie zadowolony...:
-Chodź tu...-przytuliłam do siebie psa-Kocham cie wiesz?
-Ja ciebie też!-krzyknąl z łazienki
-Nie podsłuchuj!
Chwile potem siedzieliśmy na balkonie:
-Która godzina...?-zapytałam zmęczona
-Eeee...12:30
-Filip,jedziemy.
-Gdzie?!
-No bo dzisiaj miałeś jechać do tych dzieci?A ty jedziesz ze mną.
-No to dalej,do samochodu...
Pokierowałam Filipa pod wskazany adres.Półgodzinki drogi,i byliśmy na miejscu:
-Dzień do...
-Wróce dziś później.Dowidzenia!-powiedziała zabiegana matka i pobiegła na dwór.
Z pokoju wybigła gromadka dzieci z małym dzieckiem na ręku.Zabrałam je odrazu w swoje ramiona,i przywitaliśmy się z resztą dzieci,którymi mam się opiekować:
-Cześć,jestm Wiktoria..a to mój chłopak Fillip...i dziś zostaniemy z wami...
-Tak,świetnie...-powiedziała pod nosem 12 latka z telefonem przed oczyma.
Wyszliśmy wszyscy do ogrodu,gdzie usiadłam z maluchem na kocu,a reszta grała z Filipem w piłke:
-Filip! No uważaj troche,co?!-wszyscy zaczeli sie śmiać
Posiedzieliśmy w ogrodzie jeszcze troche i musiałam iść do sklepu:
-Filip,dostałam sms'a,że mam zrobić zakupy,więc wychodzę.Jak wróce WSZYSCY.MAJĄ.ŻYĆ.
Czuje,że popełniłam wielki błąd,zostawiając 9 miesięczne dziecko z 19 latkiem...sprężałam sie w tym sklepie i szybko wracałam,sprawdzić,czy wszyscy jeszcze żyją.
^Pare minut później^
Stanełam w drzwiach tarasowych i z myślałam że wszystkich tu obecnych uduszę jak leci:
-Fiiiliiippp!!!Czy ty jesteś poważny?!!
Filip miał na plecach 8 letniego Mateusza i robił pompki na trawie,obok niego pompki robił 16 letni Michał z maluchem na plecach,którego trzymała Marta.Najlepsze jest to,że 16 latek był dosłownie centymetry od oczka wodnego:
-Filip,w tej chwili marsz do kuchni rozpakować zakupy-zabrałam Milene z pleców nastolatka-Michał do Filipa-wskazałam palcem drzwi-A Marta i Mateusz do pokoju robić lekcje,bo zaraz się wkurze...
Wszyscy posłusznie wykonali swoje obowiązki,po czym położyłam dziecko spać,bo już marudziła,a potem zajrzałam do kuchni:
-Już?Gotowe?To Michał idź też do pokoju...-powiedział od progu zmęczona
Bez słowa chłopak wyszedł,a ja z Filipem wyszliśmy do ogrodu.Usiadłam mu na kolana i sie rozpłakałam:
-Skarbie,czemu płaczesz...?-objął mnie
-Bo...bo ja nie daje sobie rady...-wyjąkałam-Ja chce wracać do domu...
-A nie mówiłem że będzie ci ciężko?
-Mhm-pokiwałam głową,wtulając się w jego ramiona
-No ale już nie płacz...już nie długo,będzie wieczór...dzieciaki pójdą spać...wróci matka,i pojedziemy spowrotem do domu-pocałował mnie w czoło
{Oczami Filipa}
Wiedziałem.No normalnie wiedziałem i ją ostrzegałem,że nie da sobie rady,ale ona oczywiście wie lepiej.Teraz mi płacze i się żali,a ja próbuje ją uspokoić...











Przepraszam że tak długo czekaliście ;/ Ale jest i chyba długi troche wyszedł ;)
No to niewiem kiedy następny,więc sprawdzajcie kiedy dodam ;3

Życzenie Wielkanocne

Smacznego jajka,bogatego zająca,mokrego dyngusa...bla bla bla...a tak ogólnie to spełnienia marzeń ;*








Spodziewajcie się nowego rozdziału już dziś,bądź jutro

czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział 11

^Rano^
Obudziłem się z psem na ramienu:
-Złaź ze mnie...-ściągnąłem psa z siebie,a on zrobił maślane oczy-Ja nigdzie nie idę...-odsunął się i zobaczyłem mokrą plamę na pościeli-Serio?-Westchnąłem i wyniosłem go na dwór
^Znów u góry^
-Wika...-przykucnąłem przed nią-Wika wstawaj...
-Po co...?-przeciągneła się
-Nie ważne...zaniose cie do salonu i tam pośpisz dalej...
-Ale tu jest tak wygodnie...
-Nie marudź...Bo cie wyniosę jak psa...
-Co?Wyniosłeś go na dwór?Pogrzało?!-Ożywiła się
-Co mu się niby stanie?
-To jest domek przy lesie i plaży,a na plaży zazwyczaj jest morze,a my nie mamy ogrodzonego domku.Jak on się zgubi to pójdziesz go szukać.A jak go nie będzie...to nie wpuszczę cie do domu bez niego.Więc radze ci się sprężać i iść po niego!!
Co ona ostatnio taka marudna?Pójdę po tego psa,bo ona zaraz mnie udusi...po co ja się zgodziłem na tego psa? Aha,już wiem...żeby nie marudziła...jak go oddam to będzie jeszcze gorzej...niech zostanie,a ja muszę wykombinować jakieś ogrodzenie...to mam robote na cały dzień.Najpier idę po psa,a potem przejmuję wszystkie obowiązki Wiktorii...pranie...mycie podłogi...spacer...obiad...ugh na samą myśl mam dosyć...zaniosłem ją na dół razem z kołdrą i leżała:
-Filip,włącz mi telewizje...
-Ide po psa.
-Otwórz drzwi...-otworzyłem i czekałem-Romeo!!!
-Wiktoria...on na to nie zareaguje...
-Romeo!!!-darła się na kanapie
-Idę po...-stanął nagle przed drzwiami-niego...
-No chodź do mnie...-mówiła,on zaczął biec i poślizgnął się na parkiecie uderzając w wazon stojący na podłodze.Oczywiście,zbił go
-Ooo...!!!-wkurzyłem się
-Kochanie...
-Co?!
-Ee...ja...to...do...Romea...
-Jestem zazdrosny-wyciągnąłem psa z pośród kawałków wazonu i dałem go Wiktorii-Wiktoria...
-Tak?
-Mam go dosyć.
-Przyzwyczaisz się...nie oddawajmy go...
-Ale ja nie chce go oddawać...ja też go uwielbiam,ale musimy nauczyć go wielu rzeczy...na przykład nauczyć go załatwiać swoje sprawy na dworzu a nie w łóżku-wysyczałem przez zęby
-Coooo??
-Tak,nie przesłyszałaś się,twój pies załatwił się na twoje łóżko...
-Eeee...nasz pies i nasze łóżko.-Poprawiła mnie
Zabrałem się do roboty.Na początek pranie.Zajeło mi to z 20 minut,zanim ogarnąłem jak włączyć pralkę.Potem usiadłem na chwile z Wiktorią:
-Chyba z 20 minut próbowałem włączyć pralkę.-Wskoczyłem przez oparcie na kanape.
-Co??-zaśmiała się ze mnie
-Noo! To nie jest aż takie proste jak się wydaje...-włączyłem telewizor i zabrałam Wiktorii mój telefon
-Dlaczego,jak mam twój telefon odrazu mi go zabierasz...?
-Bo masz swój-wtknąłem jej język
-No weź...ja wole twój...no daj mi...
-A co ty tam robisz w tym telefonie?
-Gram
-W co?
-W...-mój telefon przez chwile wibrował poczym 'coś' ziewneło-W Pou-uśmiechneła się i zabrała mi znów telefon.
Wstałem,pochyliłem się nad nią i cmoknąłem w usta:
-Romeo,idziemy!-pies zbiegł z góry uderzając głową w kanape.Wiktoria,jak to Wiktoria oczywiście się śmiała:
-Ładnie to tak śmiać się z cudzego nieszczęścia?-oparłem ręce po obu stronach jej głowy zawisając nad nią
-Ładnie-uśmiechneła się
-To chyba trzeba będzie cie uświadomić...-pocałowałem ją,podniosłem psa i wyszliśmy z Romeem na dwór.Spacerowałem z nim po lesie i szliśmy w stronę domu Kacpra.Zanim wyszedłem znów zabrałem mój telefon,a teraz napisałem sms'y do dwóch osób:

                                  Wikuś <3
Idę do Kacpra z psem :D
Wróce za ok.godzinę
Ewentualnie 2 :p
Kocham cie ;*
                                                                I co ja mam sama
                                                                Robić w domu
                                                                Przez 2 godziny? ;(
Wytrzymasz ;*
                                                                Nieeeee...;(
                                                                Przyjdźcie do mnie!
                                                                ^.^
Ja,Kacper i Romeo?
                                                               A Julia jeszcze jest
                                                               U niego?
Nie wiem,a co?
                                                              Jak jest,to niech
                                                              Przyjdzie z wami ;3
Dobra ;D
To my niedługo będziemy ;*
                                                             Czekam ;*

                                      Kacper
Jesteś w domu?
                                                                          Jestem,a co?
A Julia jestu ciebie?
                                                                          No jest,a co?
Macie coś w planach?
                                                                          Nie,a co?
Gościu! -.-
Dobrze się czujesz?! -.-
                                                                          Tak,a co?
-.- Zaraz będe...

Przez te chwile,Romeo oczywiście gdzieś pobiegł.
-O Jezu...-westchnąłem-Romeooo!!!-wołałem non stop-Głupi pies...Romeooo!!!-Czułem się jak idiota.Pies nagle i znikąd wybiegł zza krzaków.Podniosłem psa,żeby już mi nie uciekł.Oczywiście zaczął się wiercić,ale mi nie uciekł.Zadowolony z siebie dalej podążałem w stronę domu Kacpra.
^Przed domem Kacpra^
-Masz być grzeczny rozumiesz?Nie szczekaj,nie uciekaj,nie piszcz,nie bój się ich.Zrozumiano?-mówiłem do psa i wszedłem do domu-No witam!-krzyknąłem a pies zatrząsł się lekko.
-Jaki słodki!!!-Dziewczyna wyprysła z pokoju i zabrała mi psa
-Uważaj bo on gryzie!-powiedzziałem do śmiechu,ale nie było tego słychać.
-Filip weź go,weź go,weź go...!!
Zaśmiałem się i zabrałem jej psa a on 'po swojemy' mnie przytulił.
-O co ci chodzi? Przecież to najkochańszy pies na świecie!-uśmiechnąłem się i postawiłem psa na podłodze a on pobiegł w głąb domu.
-Filip.Co.To.Jest.I.Co.Robi.W.Moim.Domu...?!
-Kacper,gdybyś nie wiedział to jest nasz pies.Wiktoria kazała zabrać go i iść po was,żebyśmy wszyscy poszli do nas,bo ona nie może chodzić.
-Zabieraj to-przyszedł z psem wystawionym na wyprostowanych rękach
-Już więcej go do was nie zabiorę,bo będzie miał traume...
-Nie bądź taki...już będe grzeczna...-pogłaskała psa
Wiadomość sms od:Wikuś<3

                                       Wikuś<3
                                                                 Za ile będziecie?;(
Zaraz wyjdziemy z domu Kacpra
I pójdziemy do domu ;)
                                                                           Nareszcie :P 

Wyszliśmy z domu.Julia szła daleko z przodu z psem na rękach i coś do niego mówiła:
-Filip,jak on się nazywa?!-krzykneła z przodu
-Romeo!-pies uciekł jej i przybiegł do mnie
-Romeoo!!-krzykneła,przykucneła i czekała na psa.Kiedy już przyszedł do niej znów go wzieła i szła dalej. 
-Po co ci ten pies?-zdziwił się Kacper
-Jak wracaliśmy z Wiktorią ze szpitala chciała,żebym jej kupił telefon albo psa.Zamiast bez sensu wydawać kase na telefon,który ona ma,wolałem psa ze schroniska.
Nie długo potem byliśmy już w domu:
-Jesteśmy!!-krzykneła Julia i położyła psa na podłodze,a on pobiegł do Wiktorii na kanape
-No nareszcie...ile można?
-Oj już się nie złość...-Kacper pocałował ją w policzek po przyjacielsku,a ja zrobiłem to samo z Julią-Co ty robisz??
-A ty co robisz?
Roześmialiśmy się,pomogłem Wiktorii usiąść,ale Julia kazała jej się położyć i leżała teraz z głową na moich nagach,razem z Romeem.Rozmawialiśmy i śmialiśmy się cchyba z 3 godziny,ale Kacper i Julia jechali do brata Kacpra.Pożeganliśmy się i wyszli.Wiktoria przekręciła się tak,że parzyła* mi się w oczy i uśmiechneła się:
-Co się szczerzysz?-Też się uśmiechnąłem
-Ja? Nieeee...o co ci chodzi?-spytała się i wybuchła śmiechem
-Nie,ty nieee...ty się w ogóle ie śmiejesz-Śmiałem się razem z nią
-Idę do kuchni-śmiała się dalej
-Czekaj,co?Sama idziesz?-Nie śmiałem się już
-No!Zobacz...-powoli wstała,złapała się kanapy i słabym,chwiejącym się krokiem przeszła kawałek-Idę dalej-wytkneła mi język
-A puść kanape i idź...?
-Nie dam rady...
-No dalej...będe cie asekurował-wstałam,ustanąłem obok dziewczyny,złapałem ja w tali i mocno trzymałem,a ona stawiała niepewne kroki,ale doszła do kuchni.Przy drzwiach podniosłem ją i zacząłem się kręcić krzyczącz z radości,a ona się popłakała i przytuliła mnie mocno płacząc dalej:
-Hej,nie płacz...misiek będzie dobrze...-przytuliłem ją bardzo mocno
To były łzy szczęścia.Muszę się przyznać,że ja też pare uroniłem,po czym znów usiedliśmy na kanapie na przeciwko siebie:
-Ty płaczesz?-uśmiechneła się promiennie po długim płaczu
-Ciesze się bardzo...myślałem,że już nie będziesz sama chodziła...
-Kochanie...-żuciła się w moje ramiona-No już...już nie płacz...-Czułem się wtedy jakoś dziwnie,więc zostawiam to bez komentarza
-Mówisz jak do dziecka...idziemy jeszcze?
-Idziemy...-wstała,a ja znów ją złapałem i szliśmy dalej.
Byliśmy w kuchni,przed domem,na górze i na plaży.Chdziliśmy bardzo długo.Wiktorii szło już naprawdę dobrze:
-A jak złapię cie za ręke to przejdziesz?
-Nie wiem...ale chce spóbować.
Dała radę.Szła do kuchni i wracała.Bez asekuracji nie dałaby rady.O 23:30 położyliśmy się na kanapie i oglądaliśmy jeszcze film.Podczas oglądania zasneliśmy i spaliśmy na kanapie do rana.

*lub patrzała...no nwm xD

piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 10

Po jakimś czasie do sali weszła pielęgniarka:
-Z twoimi płucami już wszystko dobrze...możesz wyjść do domu...
I kolejny raz wychodzę ze szpitala. Nie chce już więcej przebywać w tym miejscu...Ubrałam się szybko,umyłam zęby,ale poczułam silny ból w nogach i upadłam.Nie zamdlałam tylko upadłam i nie mogłam wstać o własnych siłach.Filip zaniósł mnie do lekarza.Przepisał mi tabletki na mięśnie czy coś,i posadził na wózku inwalidzkim na miesiąc.Ja to jednak mam pecha...
^W samochodzie^
-Filip,jedziemy do Warszawy?
-Nie chcesz tu zostać?-złapał mnie za ręke
-Oczywiście,że chce...tu jest szybciej do szpitala...
-...Ale...?
-Ale w Warszawie jest Natalia...i Julia...i twoja mama...
-Wiktoria,musimy tu zostać...jak już będziesz chodzić...normalnie...to wrócimy do Warszawy i pójdziesz skończyć te szkołe...wiem,że to przezemnie jesteś w takim a nie innym stanie...wybaczysz mi to?
-Filip...ja rozumiem,że ty zapomniałeś,że nie umiem pływać,ale tego nie zapomnę...wybaczam ci to,ale wiedz,że spowodowało to ubytek w moim zdaniu na twój temat...ale i tak kocham cie najmocniej na świecie-cmoknełam go w policzek.Pojechaliśmy jeszcze do miasta po zakupy.Staliśmy w korku chyba z pół godziny:
-Filip...
-No?
-A kupisz mi coś...?
-Mówisz jak Iza...zależy co.
-Telefon...?
-Przecież masz...
-Ale ja chce nowy...
-Jaki?
-Iphona 5s
-Przecież ja mam taki.
-Wiem.Ale ja też taki chce...
-Nie marudź...-ruszyliśmy dalej
-No proszeee...
-Ale po co ci nowy? Przecież masz dobry.
-No nie bądź taki...TY też-wsakazałam na niego palcami wskazującymi-Możesz spełniać marzenia!!-I zaczełam śpiewać piosenkę Majki Jeżowskiej "Marzenia się spełniają"
-Ty się dobrze czujesz?-spytał patrząc na mnie ze współczuciem
-Tak.A po czym wnioskujesz?-Dalej śpiewałam
-Coś ty brała w tym szpitalu?
-Lekarstwa.A co? Pozwiesz lekarza?-chumor mi się poprawił
-Nie śpiewaj już!-krzyknął ze śmiechem
-Jak mi kupisz telefon!
-Nie kupie.
-Fiiiiiliiiiiiippp!!! Kup mi telefon!!!
-Wika,daj mi spkój!-śmiał się-Kupie ci coś innego,co kolwiek ale nie taki drogi telefon.
-Chce pieska!!-zaczełam krzyczeć
Chłopak uderzył się ręką w czoło robiąc tzw. Face Palm:
-Jeszcze lepiej...a nie chcesz naprzykład nowej bluzki czy butów?
-Chce telefon albo pieska.-usiadłam spokojnie,założyłam ręce na piersiach i udałam focha
-Na mnie to nie działa...
-Foch.
-Ze mną nie wygrasz...-zaćwierkał
Odwróciłam głowe w strone okna i udałam,że płacze.Bardzo dobrze mi to wyszło,jestem tego pewna
-No,ale nie płacz...bez przesady...-dotknął mojego kolana.To było chamskie.Myślał,że na to zareaguje,ale ja nie mam czucia w nogach.I kolejny ubytek...no szkoda,ale i tak on jest najważniejszą osobą w moim życiu:
-Filip,jesteś chamski.-Usiadłam normalnie
-Co??
-Jesteś chamski.
-Dlaczego??
-Łapiesz mnie za kolano,a ja nie mam czucia w nogach.Ja nic nie poczuje.
-Przepraszam...Jedziemy do galerii?
-Nie,nie mam ochoty.Jedziemy tylko do marketu,i do domu.Zmęczona jestem.
^W markecie^
-Filip...nie chce tam iść...
-Dlaczego?
-Nie chce,żeby ktoś widział mnie na wózku...
-Zaniose cie.Albo wsadze do wózka na zakupy.
-Ok.-zgodziłam się.
Filip wziął mnie na ręce i wsadził do wózka.Czułam się o wiele lepiej niż na wózku inwalidzkim.
Zrobiliśmy zakupy i wróciliśmy do samochodu:
-Filip,wychowywałeś się z psem?
-Tak,a co?
-Ja też.Sądzisz,że dzieci powinny wychowywać się ze zwierzętami.
-Raczej tak...a co?
-Filip.Jestem w ciąży.Kup mi pieska!
-Co?!-zapytał przestraszony
-Kup.Mi.Pieska.
-Jesteś w ciąży?!-był bardzo zdenerwowany
-Nie jestem...próbuję wszystkich sposobów,żebyś mi kupił pieska.
-Nie strasz mnie tak...ślub w naszym wieku to przesada,a co dopiero dziecko...
-Proszeeeeee!!!
-Przecież mamy Leona.
-Ale on jest w Wawie,a ja chce pieska tu,nad morzem.Filip,kochasz mnie?
-No jesne,że tak.
-To kup pieska!!
-A może,przygarniemy jakiegoś?Ze schroniska?
-Tak!!!
-Jakiego?-westchnął
-Więc.Musi być mały,żeby można było go przewozić,i żebym mogła go brać na ręce.
-Mhm...
{Oczami Filipa}
Mam już dosyć tych krzyków.Zgodziłem się na psa.
-Pojedziemy po niego teraaaaaz?-mówiła jak małe dziecko
-Ale ty nawet nie wiesz jakiego chcesz.
-Chce...chce owczarka niemieckiego!!
-Ale chciałś małego psa.
-No to...owczarka niemieckiego!!!
-Chiałaś małego psa...-powtórzyłem się
-Ale szczeniaka!!!
-Dobra...tylko nie drzyj się już...
Pojechaliśmy do schroniska.Nareszcie była cisza.
^W schronisku^
-Filip,weźmy wszystkie...
-Główka cie boli?
-A chociaż 2...?
-Wiktoria.Bierzemy 1 albo nie bierzemy wcale.
-Bierzemy jednego.
Usiadła z niechęcią na wózku i weszliśmy do środka:
-Filip...weźmy wszystkie...
-Jedziemy do domu?
Gadałem chwile z jakimś gościem,i pokazał nam owczarki.
Wszystkie się do nas 'kleiły',a jeden leżał w końcie.Podeszłam do niego i wziąłem go na ręce.Odrazu się ożywił:
-Wika,może ten?-położyłem jej psa na kolanach.Odrazu go do siebie przytuliła
-Mhm...-widać,że ona już go kocha
-Ona jest moja,niezapominaj o tym-pokiwałem psu przed oczami.
Podpisałem sterte papierów,i poszliśmy samochodu.Oczywiście pies siedział z przodu na kolanach Wiktorii:
-Filip...pojedziemy do sklepu...?
-Po co znowu?
-Po obroże,smycz,miske,transporter,legowiska...wymieniać dalej?-przytuliłam psa.
-Tyle tego potrzebujemy?!
-Nie krzycz...-pis skulił się w moich ramionach
-Gorzej jak z dzieckiem...
Z niechęcią pojechałem do galerii.
^Pod sklepem^
-Na wózek czy do wózka?
-Do wózka!!
Wziąłem ją na ręce,i wsadziłem do wózka.Oczywiście pies był z nią
-Nie wpuszczą nas z psem...
-Jedź.Nie marudź.
Oczywiście wszyscy przechodzący obok nas,wodzili za nami wzrokiem.Spędziliśmy godzine w sklepie zoologicznym szukając odpowiedniej obroży...smyczy...i Bóg wie czego jeszcze.
^W domu^
-Wika,mam fajny pomysł.
-Jaki?
-Wymyśl imie dla SWOJEGO psa-powiedziałem z naciskiem na 'swojego'.
-Po pierwsze NASZEGO ,a po drugie Romeo.
-Chcesz nazwać owczarka niemieckiego Romeo?
-Nie,nie chce.Ja już go tak nazwałam-wytkneła mi język-Filip zaniesiesz mnie do łóżka...?-Było już późno,więc nie dziwie się,że Wiktoria jest już śpiąca
Westchnąłem i wziąłem ją na ręce.Jak już leżała w łóżku,to poszedłem jeszcze do kuchni.
^W sypialni^
-No bez przesady-stanąłem bezradnie w drzwiach
Zrobiła mine kota ze Shreka:
-Tylko jedna noc...szkoda mi go tak zostawić...
-Nie będe spał z psem w jedym łóżku!
-A z Leonem nie spałeś?
-Leon to inna sprawa...wtedy byłem z Leonem w łóżku sam,a on spał przy moich nogach.A teraz ja,ty i Romeo?Jak my się tu zmieścimy?
-Filip,nie bądź taki...to tylko jedna noc...
-No dobra...Tylko.Jedna.Noc.-Położyłem się w łóżku,a pies wskoczył na mnie.Westchnąłem ciężko i spojrzałem na Wiktorię.Zabrała go po krótkiej chwili.
-On cie kocha-zaśmiała się
-Ja w nocy czy nad ranem nigdzie z nim nie wyjdę.
-Wyjdziesz.Dopóki nie będe mogła chodzić sama.
-Miesiąc,tak?
-Jeszcze 2 tygodnie...
-Jakoś to zniosę.Ale i tak sama z nim nie wyjdziesz.
-Dlaczego?
-Bo cie nie puszcze.-pocałowałem ją
-Dlaczego?
-Bo jakby coś się stało,to szczeniak sobie nie poradzi...
-No bez przesady...Ale ty zdajesz sobie sprawe,że zabieramy go do Warszawy?A jak tu wrócimy to go zabierzemy,nie ważne jaki duży będzie?
-A jak się nie zmieści w samochodzie?
-Trudno.
Pogadaliśmy jeszcze z godzinę i po moim długim narzekaniu na psa w łóżku,Wiktoria złapała focha, przewróciła się na drugi bok tyłem do mnie i się nie odzwywała.Przysunąłem się do niej i jedną ręką objął jej talię ręką kładząc ręke na jej podbrzuszu a brodę na  ramieniu szpcząc na ucho:
-Kochanie...
-...
-Nie gniewaj się na mnie...
-...
-Skarbie...
-...
-Misiek...
-...
-Księżniczko...
-...
-Mała...
-...
-No nie bądź taka...
-...
-No prosze...
-...
-Zobacz...Romeo jest przez ciebie smutny...ja też...-lekko musnąłem ustami jej policzek i po chwili zasnąłem.



No i jest 10...dziękuje,że ze mną jesteście ;* Już ponad 600 wyświetleń<3 Dziękuje,że ze mną jesteście ;*