{Oczami Wiktorii}
Tak!!!Udało się!!! Mogę już chodzić!!!Musiałam jeszcze chodzić na rechabilitację przez 2 tygodnie.
>2 tygodnie później<
Jest maj.Ostatnie pare dni nauki i sprawdziań końcowy.Potem wakacje!Czyli nie długo wracamy nad morze.Zostały mi tylko 2 dni nauki.Wszystko mi szybko wchodziło więc bardzo szybko to zleciało.
>Po teście<
Szczęśliwa wybiegłam ze szkoły i jak codzniennie wpadłam w ramiona Filipa:
-Jedźmy już nad morze...
-Nie jeszcze.Zostaniemy na weekend i obiecuje,że tam wrócimy...no już,idziemy jeszcze po Ize i idziemy.
-A gdzie Romeo?
-No tu jest-wskazał na psa obok.
Kiedyś był taki malutki...teraz już trochę podrósł i sięga mi do pół uda.
-No cześć kochanie...tęskniłeś za mną...?-przytuliłam psa.
Wróciliśmy do domu.Rodzice Filipa o wszystko się wypytywali.Powiedzieliśmy im tylko,że zostajemy na weekend i uciekliśmy do pokoju oddając Romea w ręce Izy.
^W pokoju^
Żuciłam się na łóżo,a Filip położył się z głową na moich nogach:
-Misiek...ja chce już jechać...
-Kochanie,wytrzymasz...-uniósł się i pocałował mnie
-Ale to tak długooo...cały weekend...?
-Słuchaj...ty masz wakacje wcześniej niż Iza,tak?
-No tak...
-Ona ma dopiero na koniec czerwca...czyli w lipcu do nas przeyjedzie...czyli mamy cały maj dla siebie...-znów mnie pocałował-Cały maj i czerwiec...Ty masz urodziny w czerwcu...!-złapał się za głowe
-No nie,co ty nie powiesz...-uśmiechnełam się
-Jezu,zapomniałem...
-Masz jeszcze cały maj...
-Którego ty masz urodziny?
-Nie wiem.-założyłam ręce na piersiach
Filip złapał telefon i coś sprawdził
-7 czerwca...to jeszcze mam czas...-złapał mnie za ręke-A od kogo masz taki śliczny pierścionek...?
-Nie pamiętam...-mruknełam
-A przypomnieć ci...?
-Mhm...-pochyliłam się nad chłopakiem,a on mnie pocałował.Mimo wolnie uśmiechnełam się w jego usta.
-No błagam was...-do pokoju weszła Iza
-Jesteśmy w swoim pokoju.-powiedział zmieszany
-Ugh...oddaje wam psa...
-No chodź Romeo...-wyciągnełam do niego ręce
-Dobra,młoda wyjazd z pokoju-wskazał ręką drzwi
-Nie mam zamiaru tego dłużej oglądać...-wyszła z pokoju
-To na czym my...-znów się uniósł,ale Romeo wskoczył między nas,a Filip opadł na moje kolana zrezygnowany
-No nie przesadzaj...przecież go kochasz...-zaśmiałam się
-Jedziemy do domu?
-Kiedy? Po weekendzie...
-Nie,teraz.Pakuj się i jedziemy.
-To złaź-zepchnełam go na podłoge i wstałam.Chciałam przejść nad nim,ale pociągnął mnie za nogę,tak,że na nim usiadłam-Chcesz jechać?
-Chce,i to bardzo.
-To mnie puszczaj!-zaśmiałam się głośno
Szybko podbiegłam do szafy i zaczełam nas pakować,bo on sam o sobie nie pomyśli.Spakowani wyszliśmy z pokoju,wyaśniliśmy Izie i rodzicą,że jedziemy,pomęczyliśmy się wszyscy z Romeem i transporterem i poszliśmy do samochodu.4 godziny drogi przed nami...no cóż,to nasz wybór...
{Oczami Fiilipa}
Jedziemy dopiero 2 godziny a ja mam dość.Na dworzu już się ściemnia,więc na miejscu będziemy w nocy.
^Nad morzem^
Tak jak mówiłem,jest noc.Wiktoria zasneła na jedym z przystanków,więc zamieniłem ją miejscami z Romeem-on siedział obok mnie z przodu,a Wiktoria spała na tylnym.
Teraz jak już tu dojechaliśmy,najpierw zaniosłem Wiktorię do łóżka,potem puściłem Romea do domu,a na końcu zaniosłem do pokoju torby.Chwile potem leżałem już z Wiktorią i Romeem w łóżku.Tak,pies śpi z nami w jedym łóżku.
^Rano^
Obudziłem się dość wcześnie.Wiktoria już nie spała i po jej twarzy widziałem,że nie śpi już długo:
-Co jest...czemu nie śpisz...?
-Nie mogę spać...
-Trzeba było mnie obudzić...
-Gadałeś z szefem klubu?
-Tak,wczoraj dzwonił jak spałaś w samochodzie.
-I co? Kiedy idziesz?
-Jutro...jakaś majówka...idziesz ze mną?
-A Romeo?
-Zostanie sam.
-No mogę iść..Filip muszę sobie znaleźć prace-usiadła
-Ty? Po co ci praca?
-Nie chce siedzieć całe życie w domu...
-Przecież nie siedzisz.
-Ale ja chce.Nie lubię jak ktoś na mnie pracuje...
-No dobra...ale jaką? Musi być lekka,na miejscu...
-Hej,to ma być moja praca czy twoja?
-Twoja...
-Ja nie chce tej pracy na stałe tylko narazie na próbę...
-No dobrze,ale jaką?
-Chce zajmować się dziećmi...
-Pogrzało? Będziesz musiała codziennie jechać gdzie indziej,potem z 3 godziny użerania się z małymi,płaczącymi,wiecznie głodnymi dziećmi.Wrócisz zmęczona,pójdziesz spać a ja pojade do klubu...
-Wcale nie! Rodzice będą przywozić je do nas.
-Ooooo nieeee...tak dobrze to nie ma!!
-To będziesz mnie woził.
-To lekka przesada...
-Dlaczego zawsze,ale to zawsze chcesz mnie zniechęcić?
-Nie chce cie zniechęcać,tylko nie chce,żebyś sobie utrudniała życie...
-Ale ja go sobie nie utrudniam...
-Kochanie,ty sobie nie poradzisz...
-Dobra,to jedziesz dziś ze mną.
-Muszeee...?
-A ja musze iść z tobą do klubu?No właśnie.
-Jakie to dzieci? Po ile lat mają?
-Eeee...Milena ma 9 miesięcy,Mateusz ma 8 lat,Marta ma 12 lat i Michał ma 16 lat.
-I ty dasz sobie z nimi rade? Z 9-miesięcznym dzieckiem i 16-latkiem w jednym domu? I jeszcze dwójka?
-Jedziesz ze mną!
-Alee...
-Nie ma 'ale'!
-No dobra...-po tych słowach napisała do babki od tych dzieci,że zabiera ze sobą chłopaka.
-Idziemy na dół?-spytała
-Co?Jest dopiero 6 godzina...
-No dobra...-powoli schodziła na dół z psem u boku.Po krótkiej chwili wróciła do pokoju w podskokach.
-No i co teraz? Będziemy tak siedzieć?
-Nie wiem jak ty,ale ja jeszcze śpie.O 10 mnie obudź...
-Nieeeeeee!!-zabrałam mu kołdrę-Jak ja nie śpię,to ty też nie śpisz.Co ja mam niby sama robić?
-O Jezuuu...idziemy na spacer?
-I co,musze się ubierać?-westchnęła
-Ty to masz z czymś wiecznie problemy,wiesz?
-Co?Ja?Z czym niby?
-Nie ja.Ze wszystkim-zaśmiałem się
-Oj już dobra...idziemy na ten spacer?
{Oczami Wiktorii}
Wstałam szybko i zbiegłam z Romeem po schodach na doł,gdzie ok.15 minut czekałam na Filipa.
^Na plaży^
Szliśmy brzegiem morza trzymając się za ręce,a Romeo biegł z przodu:
-Zimno troche...-podciągnełam ramiona do uszu i naciągnełam rękawy na dłonie
-Chcesz bluze?-ściągnął ją szybko i dał mi
-Kochany jesteś-stanełam przed nim na palcach,bo Filip jest odemnie sporo wyższy,i pocałowałam go.
Zaśmiał się i wziął mnie 'na barana'.Pochyliłam się i cmoknełam w policzek,a on złapał mnie za nogi:
-Dokąd idziemy?-spytał
-Hmmm...do tamtego pieńka...-wskazałam palcem-Potem do lasu i do domu.
-Nie za daleko?
-Nie
-Tobie tam wygodnie,to ja muszę chodzić-zaśmiał się,i pociągnął mnie za nogę,tak,że prawie spadłam
-Aaaaaaa!!!Ty idioto!!!-i dalej się śmiałam
Teraz na serioo mnie zrzucił
-Ałłłłł...udusze cie!!-wstałam i zaczełam go gonić.
Oczywiście dużo śmiechu i mokrych ubrań jak to z nami bywa.Wróciliśmy zaraz po tym jak wzajemnie powrzucaliśmy się Ido wody.
^W domu^
Przebrałam się w suche ciuchy i położyłam na łóżku z Romeem.Wyciągnął się na miejscu Filipa,który obecnie był w łazience i przebierał się.Oj nie będzie zadowolony...:
-Chodź tu...-przytuliłam do siebie psa-Kocham cie wiesz?
-Ja ciebie też!-krzyknąl z łazienki
-Nie podsłuchuj!
Chwile potem siedzieliśmy na balkonie:
-Która godzina...?-zapytałam zmęczona
-Eeee...12:30
-Filip,jedziemy.
-Gdzie?!
-No bo dzisiaj miałeś jechać do tych dzieci?A ty jedziesz ze mną.
-No to dalej,do samochodu...
Pokierowałam Filipa pod wskazany adres.Półgodzinki drogi,i byliśmy na miejscu:
-Dzień do...
-Wróce dziś później.Dowidzenia!-powiedziała zabiegana matka i pobiegła na dwór.
Z pokoju wybigła gromadka dzieci z małym dzieckiem na ręku.Zabrałam je odrazu w swoje ramiona,i przywitaliśmy się z resztą dzieci,którymi mam się opiekować:
-Cześć,jestm Wiktoria..a to mój chłopak Fillip...i dziś zostaniemy z wami...
-Tak,świetnie...-powiedziała pod nosem 12 latka z telefonem przed oczyma.
Wyszliśmy wszyscy do ogrodu,gdzie usiadłam z maluchem na kocu,a reszta grała z Filipem w piłke:
-Filip! No uważaj troche,co?!-wszyscy zaczeli sie śmiać
Posiedzieliśmy w ogrodzie jeszcze troche i musiałam iść do sklepu:
-Filip,dostałam sms'a,że mam zrobić zakupy,więc wychodzę.Jak wróce WSZYSCY.MAJĄ.ŻYĆ.
Czuje,że popełniłam wielki błąd,zostawiając 9 miesięczne dziecko z 19 latkiem...sprężałam sie w tym sklepie i szybko wracałam,sprawdzić,czy wszyscy jeszcze żyją.
^Pare minut później^
Stanełam w drzwiach tarasowych i z myślałam że wszystkich tu obecnych uduszę jak leci:
-Fiiiliiippp!!!Czy ty jesteś poważny?!!
Filip miał na plecach 8 letniego Mateusza i robił pompki na trawie,obok niego pompki robił 16 letni Michał z maluchem na plecach,którego trzymała Marta.Najlepsze jest to,że 16 latek był dosłownie centymetry od oczka wodnego:
-Filip,w tej chwili marsz do kuchni rozpakować zakupy-zabrałam Milene z pleców nastolatka-Michał do Filipa-wskazałam palcem drzwi-A Marta i Mateusz do pokoju robić lekcje,bo zaraz się wkurze...
Wszyscy posłusznie wykonali swoje obowiązki,po czym położyłam dziecko spać,bo już marudziła,a potem zajrzałam do kuchni:
-Już?Gotowe?To Michał idź też do pokoju...-powiedział od progu zmęczona
Bez słowa chłopak wyszedł,a ja z Filipem wyszliśmy do ogrodu.Usiadłam mu na kolana i sie rozpłakałam:
-Skarbie,czemu płaczesz...?-objął mnie
-Bo...bo ja nie daje sobie rady...-wyjąkałam-Ja chce wracać do domu...
-A nie mówiłem że będzie ci ciężko?
-Mhm-pokiwałam głową,wtulając się w jego ramiona
-No ale już nie płacz...już nie długo,będzie wieczór...dzieciaki pójdą spać...wróci matka,i pojedziemy spowrotem do domu-pocałował mnie w czoło
{Oczami Filipa}
Wiedziałem.No normalnie wiedziałem i ją ostrzegałem,że nie da sobie rady,ale ona oczywiście wie lepiej.Teraz mi płacze i się żali,a ja próbuje ją uspokoić...
Przepraszam że tak długo czekaliście ;/ Ale jest i chyba długi troche wyszedł ;)
No to niewiem kiedy następny,więc sprawdzajcie kiedy dodam ;3